Post jubileuszowy a w nim znów trochę prywaty.
To właśnie dziś mijają równe dla lata od momentu, w którym powiedzieliśmy sobie sakramentalne TAK. I był to faktycznie jeden z tych najpiękniejszych dni w życiu człowieka. Oboje czuliśmy się tacy piękni i wyjątkowi. Decyzja o ślubie była z pewnością dojrzała i przemyślana. Nie podjęliśmy jej w czasie wzajemnego zauroczenia, a po ponad 10-ciu latach wspólnego życia.
Zanim jednak stanęliśmy na ślubnym kobiercu przeżyliśmy ze sobą szmat czasu, docierajac się wzajemnie gdzieś po drodze. Były wzloty i upadki. Te drugie bardziej uczyły prawdziwego życia i to dzięki nim jesteśmy w obecnym punkcie. Przed nami z pewnością jeszcze wiele prób, ale wspólnymi siłami pokonamy wszelkie przeszkody, rzucone nam pod nogi.
Początek naszej historii sięga jeszcze czasów szkolnych. Pamiętam jak dziś, kiedy w połowie pierwszego semestru przeniósł się do mojej klasy. Ten moment, w którym wychowawca przedstawił go, jako nowego członka naszej grupy. Wszedł „se” taki odpicowany, spalony na solce, w najnowszym modelu jaskrawopomarańczowych „najaczy” typek i wierzcie mi lub nie, ale jego pewność siebie i sposób noszenia się zdyskwalifikował go w mojej ocenie pod każdym względem. Niby nie znałam gościa a już przy pierwszym spotkaniu działał mi na nerwy. Z perspektywy czasu wnioskuję, że przemawiał przeze mnie strach o zajęcie przez niego pozycji osoby, na której skupi się cała klasowa uwaga, bo o taką pozycję sama walczyłam. Mówiąc prościej … Stado nie mogło mieć jednocześnie samicy i samca alfa. Rozpoczęła się więc między nami podświadoma rywalizacja.
Początki naszej znajomości nie były kolorowe a już na pewno nie zwiastowały naszego, wspólnego życia. My się, zwyczajnie mówiąc, nie lubiliśmy. A przynajmniej tak to miało wyglądać. Analizując dziś tamten okres pokuszę się o stwierdzenie, że były to zalążki pierwszych podchodów, które wzajemnie robiliśmy, aby się bliżej poznać.
Trwało to kilka dobrych miesięcy. Przez ten okres zdążyliśmy zauważyć jedno. Mieliśmy podobne, nieco specyficzne poczucie humoru, które ostatecznie bardzo nas do siebie zbliżyło. Po jakimś czasie zostaliśmy kumplami.
Kumpel to osoba, z którą możesz pogadać o wszystkim. Taki, który nie sprzedaje Twoich sekretów dalej, przeobraża się w najlepszego kumpla. Tak było i w naszym przypadku. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Zwierzaliśmy się sobie, a ponieważ oboje byliśmy wtedy w innych związkach, mieliśmy o czym opowiadać. W pewnym momencie mój najlepszy kolega zaczął o mnie dbać. Na przerwach przynosił mi moje ulubione pierniki, pisał do mnie dziwaczne listy o dwuznacznej treści a w czasie, kiedy wyjechałam na staż do Francji nosił w plecaku kłębek moich włosów, który ponoć wyciągał i głaskał wtedy, kiedy doskwierała mu tęsknota (wiem to od koleżanek z klasy, które w tym czasie uczęszczały z nim na zajęcia).
Pod koniec trzeciej klasy napisał mi długi list pożegnalny, w którym wyznał mi, że nie cieszy się z nadchodzących wakacji i z tego, że nie będzie mnie widywał. Wzięłam to za kolejny żart z jego strony. Wciąż przecież miał status zajetego. Te wakacje spędziliśmy więc jeszcze osobno.
W ostatnim roku szkoły średniej siedzieliśmy już razem w ławce. To był również rok, w którym zdecydowaliśmy się na rozstanie z ówczesnymi partnerami na rzecz wspólnego bycia razem. Na studniówce byliśmy już oficjalnie parą. Dzień, w którym wyznał mi miłość też pozostanie w mojej pamięci do końca życia. Odwoził mnie po szkole do domu, jak codzień. To był słoneczny dzień a okno mojego pokoju było otwarte. Kiedy weszłam do niego wciąż słyszałam odpalony silnik jego samochodu. Po chwili dźwięk zaczął się oddalać, ale tylko po to, aby za kilka minut znów się pojawić. Trwało to dobre pół godziny. Nie wychodziłam do okna, ale wciąż go słyszałam. Po chwili ucichł a ja otrzymałam SMS-a o treści, która brzmiała mniej więcej tak:
„Skończyło mi się paliwo. Wyjdź proszę przed dom.”
Kiedy wyszłam okazało się, że jeździł dookoła mojego domu, bo chciał mi wyznać co czuje, ale im bliżej domu był, tym większy budził się w nim lęk a kiedy zaczynał się oddalać po raz kolejny wmawiał sobie, że musi się ogarnąć i tym razem dać radę. Jeździł dopóty, dopóki nie skończyła mu się bena 🙂 Fakt, że w końcu zdecydował się wyznać mi miłość zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Zaraz po szkole wyjechaliśmy razem za granicę. Wspólny wyjazd w tak odległe od rodzinnych stron miejsce okazał się skokiem na głęboką wodę. Życie na obczyźnie nauczyło nas wiele i ukształtowało nasze charaktery. To dzięki temu wyjazdowi dziś oboje jesteśmy tak silni. Przez wiele lat mieliśmy tylko siebie i z największymi problemami nauczyliśmy się radzić sobie sami. Zostało tak do dzisiaj i pomimo tego, że od prawie roku mieszkamy z powrotem w Polsce to o większości naszych utrapień wiemy tylko my.
Prawie rok temu na świat przyszła nasza pierworodna córka, o którą staraliśmy się już jakiś czas wcześniej. Ten Szkrab wypełnił w naszym życiu wszystkie luki, które powstały między nami na poziomie kilku ostatnich, wspólnych lat. Po dziś dzień zastanawiam się, jak (nie mając jeszcze Liany) mogliśmy myśleć, że mamy wszystko. Pojawienie się w życiu tego małego człowieka dało nam, starym wyjadaczom jeszcze więcej do myślenia, zmieniło nasze priorytety i nauczyło tego, że spełnianie własnych marzeń to ciężka praca. Nic nie przychodzi samo a na każde, lepsze jutro trzeba sobie zapracować.
Dziś oficjalnie świętujemy dwulecie naszego małżeństwa. Nieoficjalnie kolejny rok naszego wspólnego bycia, który już niedługo zasłuży sobie na miano kryształowego. Każdy z nich przynosi nowe wyzwania i rodzi nowe cele do osiągnięcia. Życzę nam, aby kolejny dzień wiązał nas ze sobą jeszcze bardziej od poprzedniego! Wszystkiego najlepszego mężu!
Jeśli masz ochotę obejrzeć nasz trailer ślubny to znajdziesz go TUTAJ!
Pięknie szczęśliwi zakochani tyle lat razem córeczka jeszcze powiększyła ta Wielką MIŁOŚĆ kochani kolejnych pięknych lat razem dużo zdrowia miłości i wiele radości i jeszcze większej rodzinki ❤️❤️❤️
Dziękujemy pięknie ❤️ pozdrawiamy serdecznie!
kocham Cie
I ja Ciebie Biguś❤️