Żłobek. Temat budzący wiele kontrowersji. Miejsce niezbędne czy niepotrzebne? Powinno czy nie powinno oddawać się dzieci do grup tak wcześnie? Czy ma to dobry czy zły wpływ na ich rozwój? Te i wiele innych pytań dostaję od Was za każdym razem, kiedy dodaję na insta relacje związane z tym tematem. Na wiele z nich nie potrafię jeszcze odpowiedzieć, ponieważ sama dopiero się uczę. Staram się jednak dużo czytać, analizować i rozmawiać z osobami, które mają większe doświadczenie. Opowiem Wam jak wygląda u nas adaptacja, jak czułam się pierwszego dnia i dlaczego lepiej odprowadzać dziecko samemu i nie najmować do tego ojca.
Każda mama, która planuje po raz pierwszy oddać swoją pociechę pod opiekę osoby niespokrewnionej może odczuwać lekki stres i niepewność. Przecież to my znamy nasze dzieci najlepiej i to my (i tylko my) potrafimy rozróżniać symbolikę i rodzaj ich płaczu. Własnym dzieciom poświęcamy często 95% naszej uwagi. Myśl, że osoba za nie odpowiedzialna pozostawi je sobie samym, płaczące gdzieś w kącie sprawia, że czujemy uścisk w okolicy serca. Sam fakt, że jest to osoba obca, którą Maluch widzi pierwszy raz w życiu, do której nie ma jeszcze zaufania, budzi w nas lekki niepokój.
Noc poprzedzająca pierwszy dzień była długa. Nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły się myśli i pytania. Wiedziałam jednak, że nie poznam na nie odpowiedzi, dopóki sama nie przekonam się jak to jest. Obserwuję swoje dziecko. Wiem, co już potrafi a z czym wciąż ma jeszcze problemy. Czułam, że jest gotowa i że poradzi sobie.
Co zabrać?
Należę do osób zorganizowanych, dlatego pakowanie walizki do żłobka rozpoczęłam już na kilka dni przed rozpoczęciem “roku szkolnego”. Sukcesywnie dodawałam do niej rzeczy, które przydawały mi się w codziennym użytkowaniu lub które przypadkiem uznałam za niezbędne. Tak oto po kilku dniach w walizce znalazły się:
*pampersy (10 sztuk)
*mokre chusteczki
*krem na odparzenia
*emulsja z filtrem UV 50+
*2x body na krótki rękaw
*2x wygodne leggi
*bambusowa pieluszka
*rozpinany sweterek
*śliniak
*bidon ze słomką
*ciepłe kapciuszki
LISTA DODATKOWA
*butelka (dla dziecka karmionego MM)
*zapas MM
*podusia i kocyk (dla dziecka,które zostaje przez okres leżakowania)
*smoczek
To rzeczy pierwszego użytku. W planach były 4h, więc i zapas musiał być konkretny.
Czułam, że technicznie jestem dobrze przygotowana.
“Dlaczego oddałaś?”
Pierwsze, zasadnicze pytanie, które należałoby zadać sobie, decydując się oddać dziecko do żłobka/przedszkola to: “dlaczego?”
Odpowiedź na nie może być kluczem do zrozumienia zaistniałej sytuacji.
Już tłumaczę. Jeszcze kilka miesięcy temu miałam na ten temat inne zdanie. Uważałam, że jako “niepracująca” mama powinnam spędzać ze swoim dzieckiem 24h/dobę, że powinniśmy cieszyć się sobą jak najwięcej, bo czas ucieka i nikt już nie wróci nam tych wspólnych chwil, że wszystkie pierwsze razy powinna przeżywać ze mną, że nikt nie wychowa jej tak dobrze jak ja, że… STOP! Przeczytaj wszystkie, moje argumenty od początku i pomyśl, które z nich “widziane oczami” dziecka byłyby faktycznie uznane przez nie za słuszne, a które za przejaw egoistycznej, matczynej miłości.
Moje dziecko powinno uczyć się obcowania z innymi ludźmi, w tym dziećmi. Czas ucieka, owszem, a ja, chciałabym, żeby Lili wszystkie swoje “pierwsze razy” przeżywała ze mną. Nieuniknione jest jednak, (zarówno teraz, jak i w przyszłości) że tak nie będzie. Trzeba pozwolić rozwijać się dziecku. Niekoniecznie tylko i wyłącznie w naszej obecności. A wychowanie? Kto ma lepsze doświadczenie w tym temacie od profesjonalnej przedszkolanki? Na pewno nie ja! I już po pierwszym miesiącu zauważam, że nauka regularnego mycia rączek (której ja nie wprowadziłam) nie poszła na marne. Lili uczy się już rzeczy, które według mnie wprowadza się dużo później. Z pewnością nie przywiązałabym do nich uwagi siedząc z nią w domu.
Pierwszy dzień.
Pierwszego dnia wprowadziłam ją, rozebrałam, nałożyłam kapciuszki i pokazałam atrakcyjne miejsce do zabawy. Poszła niepewnie, wciąż zerkając na mnie, jakby przeczuwała, że mam zamiar dać nogę. Posiedziałam z nią pierwsze pół godzinki, żeby zdążyła oswoić się z nowym miejscem. Kiedy zauważyłam, że sprawnie zmienia kąciki zabaw a znajdujące się dookoła niej zabawki bardzo przykwają jej uwagę postanowiłam uciec. Tak! To była ucieczka, która odbiła mi się moralnym kacem. Wróciłam do domu i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Otwierałam szafki po to, aby stać przy nich i myśleć o moim dziecku. W rezultacie zamykałam je z powrotem, zastanawiając się czego w ogóle w nich szukałam. Sprzątanie było bez sensu. Zaczynałam od zajęć, które powinnam wykonać na końcu. Nie mogłam się skupić, bo myślami wciąż byłam przy niej. To nie było miłe doświadczenie. Po około 2.5h zadzwoniłam, żeby spytać o Lili. Dowiedziałam się wtedy, że zaczyna być marudna i szuka cyca. W ciągu minuty wyszłam z domu i leciałam najszybciej jak mogłam po moje małe Dzieciątko. Całe szczęście na drodze złapała mnie dobra koleżanka, która zaproponowała, że mnie podwiezie. (Dziękuję Ci M.)
Największym problemem okazał się hałas, do którego Liana nie była przezwyczajona. Na głośne krzyki reagowała wzdrygnięciem i płaczem. Już pierwszej nocy zauważyłam, że jej sen stał się płytki i niespokojny. Prawdopodobnie była to reakcja na bodźce, których doznawała w ciągu dnia. Wcześniej spokojnie przesypiała całe noce. Teraz potrafi się wiercić, stękać przez sen a nawet budzić się z krzykiem. Z początku miałam obawy, że kontakt z obcymi osobami negatywnie wpływa na jej psychikę. Potrzebowałam rozmowy ze specjalistą, który szybko wytłumaczył mi, że w jej zachowaniu nie ma niczego złego. Jest to po prostu upust wszystkich emocji, wynikających z przywykania do nowej sytuacji, w której się znalazła. Uspokoił mnie zapewniając, że powoli będzie się to normować. Faktycznie w tej chwili jest już dużo lepiej, choć całkowitego stanu sprzed żłobka to nie przypomina.
Żłobkowy glut.
Pierwszy tydzień był dla nas tygodniem próbnym. Na zasadzie obserwacji mieliśmy wspólnie ocenić, czy Lili jest już gotowa na taki krok w przód czy damy jej jeszcze trochę czasu. Trzeciego dnia dopadł nas katar i lekkie przeziębienie. Musieliśmy przerwać adaptację, podkurować się trochę i wzmocnić. Trwało to tydzień. Wszystko, co udało nam się do tej pory osiągnąć musieliśmy zaczynać od nowa. Ten tydzień okazał się troszkę gorszym od pierwszego ze względu na to, że dziecko znało już miejsce i kojarzyło je z opuszczeniem przez mamę. Przeszliśmy przez pierwszy kryzys. Lili płakała a ja nie mogłam zrobić nic. Musiałam wyjść i zostawić ją tam bez pocieszenia. Trwało to jednak tylko chwilę. Po około 15 minutach dostałam jej zdjęcie, bawiącej się z innymi dziećmi. Muszę przyznać, że dzięki tym zdjęciom dostarczanym do mnie regularnie wytrzymaliśny wspólnie okres adaptacji. Dziś Lili idzie dzielnie na służbę, co często możecie zobaczyć w relacjach, które dla Was nagrywam. Na widok pani Gosi uśmiecha się i już nie płacze kiedy znikam jej z oczu. W piątek testowaliśmy nawet poranne oddawanie Lili do żłobka przez Jarka (ponoć był bardzo zestresowany:)). Żeby nauczyć go nowej roli od dzisiaj będzie woził ją tam regularnie. Ja będę odbierać.
Liana w żłobku zostaje 4h dziennie. W tym czasie ja ogarniam dom, psy, zakupy i obiad. Wracamy spacerkiem, podczas którego Mała często ucina sobie pierwszą drzemkę.
Na koniec…
Podsumowując cieszę się, że przełamałam się i dałam namówić na oddanie dziecka do żłobka. Widzę pierwsze postępy w jej rozwoju a minął dopiero niecały miesiąc. Jeśli Wasze Maluchy do tej pory mają problem z zaklimatyzowaniem się może warto porozmawiać z opiekunem i zmniejszyć liczbę godzin lub dać sobie i dziecku jeszcze trochę czasu. Ważne, aby nie robić niczego jego kosztem.
Dostałam od Was mnóstwo wiadomości, w których pisałyście, co może pomóc maluchowi w adaptacji. Jednym z ciekawszych pomysłów było podanie mu ulubionej zabawki po to, aby kojarzyło ją z domem.
Niewskazane jest tulenie dziecka przy pożegnaniu, bo może to spotęgować jego rozżalenie a wyjście okaże się po prostu niemożliwe.
Chętnie dowiem się jak wyglądało to u Was i z czym miałyście najwięcej problemów. TUTAJ obejrzycie krótki filmik, z którym utożsamiam nasz pierwszy, żłobkowy dzień. Komentarze mile widziane. Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia!