Pamiętam jak na dłuższą chwilę przed porodem wypytywałam wszystkie “dzietne” koleżanki, jak to było u nich ze zrzucaniem poporodowych kilogramów. Kiedyś pod postem na Instagramie pytałam również i Was. Jak to jest? Ile kilogramów traci się od razu a w jakim tempie zbywane są kolejne. Te, które z Was są już w ostatnich, błogosławionych tygodniach na pewno z chęcią wróciłyby już do wagi sprzed stanu. Ja też nie mogłam się tego doczekać (i dalej nie mogę ;)) żart… wisi mi to 🙂 dosłownie i w przenośni 🙂

Dzień po porodzie, kiedy już pozwolono mi wstać samodzielnie z łóżka (rodziłam poprzez cc) i się wykąpać stanęłam na szpitalnej wadze. Może pozwolę sobie tu przypomnieć, że przez całą ciążę (40+1) przytyłam łącznie 23kg! No i wracamy do wątku… Tak szybko jak na tej wadze stanęłam, tak szybko z niej zeszłam! Ważyłam całe 3kg mniej! Spytacie mnie jak to możliwe? Nie wiem! Przecież samo dziecko tyle ważyło! A gdzie wody płodowe, łożysko i inne berbeluchy? Sąsiadka mówiła, ze zejdzie wszystko od razu! (Taaaa!) Wiecie co ja czułam patrząc na tę cholerną wagę? Że to chyba jakiś żart! Przeglądając się w lustrze widziałam przerażenie w swoich oczach. Wciąż ważyłam 20kg więcej!

Nie wiem co się stało i nie pytajcie mnie o to, bo nie potrafię tego wyjaśnić (jeśli czyta to jakiś znawca ludzkiego ciała to raczyłby wytłumaczyć). Co chcę Wam przekazać? Ano to, że nie warto od razu się łamać! Ja miałam wtedy doła, to fakt, ale dzisiaj wiem, że było to zupełnie niepotrzebne.

Cesarskie cięcie to bolesna sprawa, ale boli w sumie tylko rana cięta. W zasadzie mnie to bardziej ciągnęło niż bolało. Nie kojarzę żadnego innego bólu, więc albo go nie było, albo uśmierzały go leki, które wtedy przyjmowałam. Pierwszy dzień po porodzie był tym najgorszym, najboleśniejszym (ale wciąż do przeżycia, szczególnie kiedy spoglądało się w twarz swojego nowonarodzonego dzieciątka). Pierwszego dnia trzeba wstać i się wykąpać. Ja miałam to szczęście, że w tym czasie przydzielono Lianie profesjonalną opiekę, dzięki czemu nie musiałam się ani spieszyć, ani martwić, że coś mogłoby się jej stać. Myłam się więc pomalutku, kawałek po kawałku. Zdążyłam odświeżyć sobie nawet włosy. Pierwsza kąpiel po cc. mogłaby trwać w nieskończoność, gdyby tylko nie ten ból, który nie pozwalał ustać na nogach dłużej niż to konieczne. W szpitalu podawano mi paracetamol 500mg co 6 godzin oraz morfinę na życzenie. (skorzystałam z życzenia 3 razy)

Pobyt w klinice wspominam przyjemnie. Czułam się tam bezpiecznie i miałam pewność, że w razie, gdybym nie radziła sobie z Małą to pomoc będzie pod ręką. Kiedy zaproponowano 1 ekstra dzień, bez wątpienia przyjęłam propozycję. Korzystałam w tym czasie z porad położnych i uczyłam się wszystkiego, czego i tak musiałabym nauczyć się w domu. 

Po powrocie do domu zaczęły się pierwsze problemy. W ówczesnym mieszkaniu salon i kuchnia znajdowały się na parterze a sypialnia na pierwszym piętrze. Nie było więc wyboru. Trzeba było sobie jakoś radzić. Kluczem w tej sytuacji okazał się krok dostawny. Nie polecam pokonywania schodów inną metodą. Kolejnym utrudnieniem była wanna zamiast kabiny prysznicowej. Zarówno wejście jak i wyjście z niej stanowiły dla mnie formę wyzwania. Nie raz robiłam to ze łzami w oczach. Zdarzało się również, że i z głośnym płaczem. Mycie głowy sobie odpuściłam. Bieliznę nakładałam sposobem polegającym na podciąganiu jej po kawałku przy użyciu nóg. Po kąpieli głównie leżałam. Najczęściej z Małą pod pachą albo na klatce piersiowej, opatulona dookoła poduchami, tworzącymi mur dla Lili, na wypadek, gdybym przysnęła. 

W czasie, dgy tak leżałam jedynym moim zajęciem było kopanie w internecie. Szukałam informacji na każdy temat związany z moim ówczesnym stanem. Były to między innymi nowinki o tematyce pielęgnacji rany po cc, karmieniu piersią czy choćby Baby Blues’a, którego na pewno przeżywałam.

Jeśli to pojęcie jest Wam nieznane to po krótce można tłumaczyć je jako poporodowy stan przeddepresyjny. U mnie polegał on głównie na tym, że czułam się paskudna, tłusta, brudna a czasami nawet niegodna tytułu matki, szczególnie wtedy, gdy pojawiły się pierwsze problemy z karmieniem piersią lub gdy Lili nieustannie płakała a ja nie mogłam wpaść na pomysł, co jest tego przyczyną. Zapewniam Was, że nie ma w tym niczego nienormalnego. (Zarówno Ty, Droga Matko jak i Twój Bobas uczycie się nowej sytuacji. Odwalasz kawał dobrej roboty czego wynik zauważysz już niebawem! Zaufaj mi!)

Kumulacja bólu fizycznego i bezradności psychicznej może być straszna w skutkach, dlatego tak ważne w tym czasie jest wsparcie najbliższych. Ja miałam przy sobie męża, mamę, która przyjechała do mnie na tydzień, biorąc sobie wolne w pracy oraz położną, która od momentu mojego powrotu ze szpitala odwiedzała mnie przez 5 dni codziennie. Na dodatek po wyjeździe mamy przyjechała rodzina męża. Oni też bardzo mi pomagali, za co jestem im ogromnie wdzięczna. Mąż zresztą też 🙂

Ciało w trakcie połogu się zmienia. Piersi są nabrzmiałe, często obolałe. Organizm się oczyszcza. Nie od razu traci się nabyte kilogramy, przynajmniej u mnie tak nie było. Prawdziwy spadek masy zaczęłam zauważać dopiero po zakończeniu okresu połogu, który trwał u mnie około 6 tygodni. Po tym czasie również moje ciało dopiero zaczynało pozbywać się nagromadzonej w ciąży wody. Dopiero 2 miesiące po porodzie udało mi się wcisnąć na palec moją ślubną obrączkę. Mniej więcej w tym samym okresie zaczęłam z powrotem wchodzić w ulubione jeansy. Dziś tych kilogramów zostało jeszcze 4 i wiecie co? Nauczyłam się z nimi żyć. Mam w końcu czym oddychać i na czym siadać 🙂 mogłabym tylko (gdybym chciała) popracować nad swoim brzuchem. Chwilowo wspomagam się bielizną modelującą ciało, z którą się bardzo zaprzyjaźniłam. 

Jem normalnie, tak jak za czasów sprzed ciąży. Wciąż karmię piersią, co daje niezłe rezultaty w traceniu kilogramów (nie wiem czy wiecie, że karmiąc piersią spalacie około 500kcal dziennie!) Nie katuję się ćwiczeniami, bo wystarczająco nagimnastykuję się przy Lili, szczególnie w dniach poprzedzających skok rozwojowy. Specjalnych diet też nie wprowadzam, bo nie mam czasu na latanie po sklepach w poszukiwaniu wyszukanych produktów spożywczych. Jem to, na co mam ochotę. Nie ukrywam, że genetyka mi sprzyja. Nigdy nie miałam tendencji do tycia. 

Nie wiem jak jest u Was… ale powiem Wam jedno! Dajcie sobie czas! Na wszystko przyjdzie pora.

Aktualizacja wpisu

Już ponad 13 miesięcy minęło od czasu porodu. Był moment, że moja waga po porodzie stanęła w miejscu a do uzyskania tej sprzed ciąży wciąż zostało kilka kilogramów. Mogę Was jednak zapewnić, ze Wasza aktywność fizyczna zmieni się w momencie, kiedy Maluch stanie samodzielnie na nogi. Wierzcie mi lub nie, ale kawa wypita na siedząco zaliczana będzie do luksusowych momentów 🙂 Nie! Nie skarżę się! Choć bywa ciężko, to nie zamieniłabym tego na wcześniejszy stan, w którym nie znałam do końca prawdziwego sensu życia. Dziś wiem co jest w nim naprawdę ważne. I nie piszę tego dlatego, że na wadze jest mniej niż przed ciążą. Piszę to, bo wiem, że zdrowie i rodzina to najcenniejsze dary, jakie posiadamy. Dbajmy zarówno o jedno jak i drugie.

Share: